Historia Polkowic od kuchni

W archiwalnych zapiskach o Polkowicach znaleźć można wiele interesujących informacji na temat lokalnych specjałów, znanych i lubianych także poza miastem.

Warto również wspomnieć o miejscach, które dawniej były ważnym ośrodkiem życia towarzyskiego i kulturalnego dla mieszkańców. Zapraszamy do odkrywania historii Polkowic od kuchni…

 

Polkowickie specjały:

 

Ciekawe miejsca: 

 

 


 

Bezowa kószka

Kuchnia Dolnego Śląska obfitowała dawniej w wiele lokalnych słodkości. Dominowały w nich pierniki, nadziewana bogato bakaliami bomba legnicka, korzenna bomba apostołów z Chełmska Śląskiego przekładana powidłami i bitą śmietaną, piernik wrocławski z rodzynkami i orzechami włoskimi, wypiekane na maślance pierniczki bardzkie i wambierzyckie, które już z końcem XIX wieku stały się atrakcją turystyczną dla licznie przybywających do sanktuariów pielgrzymów.

Palma pierwszeństwa pośród nadodrzańskich wypieków przypadała jednak śląskiej drożdżówce z cynamonową kruszonką. Przepadali za nią nawet pruscy Hohenzollernowie. Stała się również tematem wiersza „Schlesische Streuselkucha”. Obok niej ponadregionalną sławę zdobyły jeszcze kószka jaworska (Jauersche Bienenkorb) oraz jej młodsza siostra – kószka polkowicka (Polkwitzer Bienenkorb). Ów nieznany dziś zupełnie w kuchni polskiej specjał przypomina ul w kształcie dzwonu, który dawniej wyplatano ze słomy. Słodka kószka jest świadectwem poszukiwania lokalnego smaku przez mieszkańców miasta kojarzonego dziś niemal wyłącznie z miedzią. Jest też pamiątką po silnie rozwiniętym w Polkowicach na przełomie XIX i XX wieku pszczelarstwie.

Polkowiccy pszczelarze znani i cenieni byli na Dolnym Śląsku z miodów wielokwiatowych, a słodka kószka stała się ich symbolem. Wypiekane pierwotnie kószki bezowe z dodatkiem mielonych migdałów i wanilii, znane i lubiane na całym Śląsku, faszerowane często kremem. W wielu domach ewoluowały w kierunku aromatycznych pierników i miodowników.

Twórcą oryginalnej kószki polkowickiej, przyprawianej cynamonem i wanilią, był Paul Strauss. W latach osiemdziesiątych XIX wieku przejął on cukiernię otwartą w 1837 roku przez Adolfa Mittmanna. Rodzina Straussów prowadziła swój słodki zakład połączony z kawiarnią do 1945 roku. W wydanej w 1911 roku „Kronice miasta Polkowice” („Chronik der Stadt Polkwitz”) czytamy, iż ich marka „cieszyła się światową sławą”. I nie ma w tym krzty przesady, bowiem w latach dwudziestych ubiegłego stulecia władze miasta organizowały w Berlinie „Dni Polkowic”. Podczas nich promowano tradycje i obyczaje jednego z najmniejszych dolnośląskich miast, zaś kószka polkowicka stała się znakiem firmowym miasta. Pakowana przez Straussów w eleganckie pudełeczka znajdowała miejsce jako prezent bożonarodzeniowy pod choinką, zaś w kawiarniach Głogowa i Lubina oryginalne kószki polkowickie uchodziły za wykwintny specjał podawany do kawy.

Przepis na Bezową Kószkę
Składniki (na 4 sztuki):

  • 4 białka
  • szczypta soli
  • 150 g cukru
  • pół łyżeczki cynamonu
  • pół łyżeczki wanilii
  • 200 g mielonych migdałów
  • 100 g cukru pudru.

Przygotować tzw. ciasto makaronikowe, a więc do ubitej piany bezowej dodać mielone migdały wymieszane z cukrem pudrem i przyprawami. Z ciasta formować szprycą pierścienie w 5 wielkościach na jedną kószkę. Po ich ostudzeniu układać je od największego do najmniejszego, a pierścienie „skleić” karmelem. Szczyt zatkać okrągłą bezą. Piec ok. 15-20 minut w 130-1500 C do wysuszenia bezy.

Rekonstrukcję przepisu polkowickiego specjału opracowali:
Grzegorz Sobel – specjalista w zakresie gastronomii historycznej, doktor historii, bibliotekarz Uniwersytetu Wrocławskiego, publicysta i pisarz,
Agnieszka Kompanicka-Dyczko – magister kulturoznawstwa, pracownik Centrum Kultury w Polkowicach,
Roman Tomczak – magister historii, regionalista, pracownik Urzędu Gminy w Polkowicach.

 


 

Śląskie ciasto drożdżowe z kruszonką

Śląska drożdżówka z kruszonką – sławny dawniej Schlesischer Streuselkuchen – już w XIX w. była okrętem flagowym pośród wszystkich ciast nadodrzańskiej krainy. Nie bez przyczyny – nie mogło jej bowiem zabraknąć podczas świąt, dożynek, świniobić i odpustów, w kręgach mieszczańskich towarzyszyła popołudniowej kawie, a wielu rodzinach kończyła niedzielny obiad. Była tradycyjnym śląskim wypiekiem na weselnym i urodzinowym stole – pisali o niej m.in. Gustav von Holtei i Gerhard Hauptmann. Rozsmakowało się w niej nawet wiele koronowanych głów, a wrocławscy cukiernicy wysyłali ją do poczdamski dwór z okazji  urodzin pruskich monarchów. Cesarz Wilhelm II miał w zwyczaju jadać z niej tylko kruszonkę, którą ścinał scyzorykiem. Była ulubionym ciastem Charlotty von Hohenzollern – córki króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III – późniejszej carycy Aleksandry, żony Mikołaja I. Uwielbiana i ceniona przez mieszkańców całego Śląska stała się tematem wiersza Sträselkucha (1910) zmarłego w Polkowicach Hermanna Baucha (†1924), poety piszącego gwarą śląską, co jakże wymownie podkreśla jej historyczne znaczenie w kulturze stołu regionu (fragment):

Śląskie ciasto Sträselkucha,
To co specjał, a nie klucha.
Nawet Pan nasz hen tam w niebie,
Gdyby mógł, wziąłby do siebie.
Lecz gdy ktoś od smaku tego,
Szukać chciałby wspanialszego:
Ponad śląski Sträselkucha,
Lepsze znaleźć – trudna sztuka!
(…)

Weź do ciasta cukier mąkę,
Zrazu z masła zrób kruszonkę,
Wrzuć garść pełną cynamonu,
By nie zbrakło mu nikomu.
Tu rodzynka, tam rodzynka,
Aż na język cieknie ślinka.
Nie dziw więc, iż długi czas,
Rąk do ciasta pełen las.
(…)

Przepis na śląską drożdżówkę z kruszonką
Na ciasto:

  • 450 g mąki pszennej (typ 450)
  • 30 g świeżych drożdży
  • 225 ml letniego mleka
  • 100 g cukru
  • 75 g rozpuszczonego masła
  • 1 jajko
  • 2 żółtka
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • ½ łyżeczki tartej skórki z cytryny
  • miąższ z 1 laski wanilii
  • duża szczypta soli

Na kruszonkę:

  • 125 g mąki pszennej (typ 450)
  • 60 g cukru
  • 60 g rozpuszczonego masła masła
  • łyżeczka soku z cytryny
  • pół łyżeczki cynamonu

Weź do małej miski 3-4 łyżki mąki, dodaj pokruszone drożdże, zalej 50 ml mleka, wymieszaj, odstaw w ciepłe miejsce aż zaczyn zacznie pracować. Przesyp do dużej miski resztę mąki, dodaj zaczyn, resztę mleka i pozostałe składniki bez masła. Zagnieć ciasto na gładką masę. Dodaj następnie rozpuszczone masło i zagniataj tak długo, aż ciasto je wchłonie. Odstaw do wyrośnięcia w ciepłe miejsce. W międzyczasie przygotuj kruszonkę zagniatając podane składniki, łącząc wpierw cukier z rozpuszczonym masłem, dodając następnie mąkę, sok z cytryny i cynamon. Pu wyrośnięciu przełóż ciasto na wysmarowaną masłem okrągłą blachę 28-30 cm. Odczekaj 5-10 min. i obsyp wierzch ciasno kruszonką. Piecz ciasto 50-55 min. wstawiając je do piekarnika nagrzanego do 180 °C.

 


 

Żeberka po polkowicku

Dawno, dawno temu, w latach dwudziestych ubiegłego wieku, gospodarz hotelu Pod Trzema Murzynami (Zum Drei Mohren) na polkowickim rynku – niejaki Seidel – serwował swoim gościom peklowane żeberka z puree z żółtego grochu i kapustą kiszoną duszoną na winie.

Hotel Pod Trzema Murzynami słynął z dobrej kuchni. Organizowane tu świniobicia i święta piwa cieszyły się wśród polkowiczan dużym uznaniem. Seidel jako jeden z niewielu w mieście lał w kufle podczas świąt piwa w karnawale sławne koźlaki (Bockbier), do których serwował nie mniej sławne piwne serdelki (Bockwürstchen) – ów fakt mówi nam wiele o jego fachowości jako gastronoma, bowiem duet ten wywodzi się z gastronomii berlińskiej końca XIX wieku i już z początkiem następnego stulecia wszedł do klasyki gastronomii niemieckiej. Bez wątpienia kuchnia Seidela stała na wysokim poziomie, a jego oferta była dopasowana do gustów i zasobności portfeli polkowiczan. Specjał polkowicki – peklowane żeberka z grochowym puree i kapustą duszoną na winie – to z całą pewnością jego pomysł autorski, daleki od kuchni wyszukanej, ale wpisujący się znakomicie w klimat kuchni mieszczańskiej małego miasta lat dwudziestych ubiegłego wieku.

Przepis na peklowane żeberka z puree z żółtego grochu i kapustą kiszoną duszoną na winie

PRODUKTY:

  • 1 kg żeberek (z 1 kg wychodzi 5 porcji)
  • 20 dag białego grochu
  • 700 g kapusty

PRZYGOTOWANIE ŻEBEREK:
Żeberka porcjujemy, nacieramy solą do peklowania (nie za dużo).
Peklujemy w przykrytym naczyniu przez tydzień. Trzymamy w lodówce, można dodać cebulę krojoną w plastry i łyżkę gorczycy. Po tygodniu żeberka należy wyciągnąć. Zebrać większość gorczycy, sprawdzamy czy są słone (można ewentualnie dosolić), posypujemy pieprzem i majerankiem. Obsmażamy na maśle klarowanym lub smalcu z dwóch stron. Do brytfanny dodajemy łyżkę masła klarowanego lub smalcu, przekładamy cebulę, w której się peklowały żeberka,
przykrywamy brytfannę i wstawiamy na 70 minut do piekarnika nagrzanego do 170 stopni.

PUREE Z GROCHU:
Groch moczymy co najmniej dobę. Zalewamy 2 litrami wody i gotujemy do uzyskania miękkości (jakieś 120-150 minut) w razie potrzeby dolewamy wodę. Jak groch będzie miękki, zlewamy tyle wody, aby reszta ledwie przykrywała ugotowany groch. I miksujemy go (może pryskać). Jak groch zostanie zmiksowany dalej go gotujemy, aż zgęstnieje na puree. Wówczas solimy, dodajemy odrobinę masła, możemy dodać również trochę pieprzu. Groch podajemy z przygotowanymi chipsami z boczku i zrumienioną cebulą krojoną w półplasterki.

KAPUSTA:
Kapustę płuczemy, żeby nie była za kwaśna (najlepiej gotować dzień wcześniej, to w dzień pieczenia żeberek i gotowania grochu będzie mniej pracy). Jak już mamy przepłukaną kapustę do smaku, odciskamy ją, zalewamy wodą na 700 g kapusty 2 szklanki wody. Dodajemy liście laurowe, jagody jałowca, można dodać również 4 suszone śliwki i kilka suszonych kawałków grzybka. Kapustę należy gotować 45-50 minut, kilka razy mieszając. Następnie dolewamy 300 ml białego wina półwytrawnego lub półsłodkiego i gotujemy kolejne 40 minut. Jeśli będzie za mało cieczy dolać wina. Na koniec doprawiamy solą i pieprzem.

 


 

Kawa polkowicka

Kawa polkowicka to mieszanka specjalnie wyselekcjonowanych ziaren 100% Arabica z Brazylii i Kolumbii o wyraźnie przebijającej nucie owocowej, a zarazem delikatnym i przyjemnym końcowym posmaku. Została skomponowana z inicjatywy Pawła Bajusa, mieszkańca Polkowic. Naturalny smak mieszanki powstaje w małej palarni kawy, gdzie ziarna wypalane są w tradycyjny sposób.
Kawa polkowicka idealnie sprawdzi się na co dzień oraz jako prezent dla najbliższych gości.

 


 

Restauracja Cafe Flora

Cafe Flora. Z dawnych tradycji kawiarnianych Polkowic

Grzegorz Sobel

Szanowni Państwo

Celem artykułu jest przybliżenie w zarysie dawnych tradycji związanych z polkowicką kawiarnią Cafe Flora. Otwarta dopiero po pierwszej wojnie światowej była pierwszym i jedynym tego rodzaju lokalem gastronomicznym w mieście do 1945 roku Odgrywając ogromną rolę w życiu codziennym mieszkańców miasta zapisała się dużymi literami w dziejach Polkowic. Nim jednak zajmiemy się głównym bohaterem, garść ciekawostek historycznych tytułem wprowadzenia.

Nie wiemy dokładnie, kiedy i gdzie po raz pierwszy zaparzono kawę w Polkowicach. Prawdopodobnie miało to miejsce w drugiej połowie XVIII wieku – w czasach pruskiego panowania na Śląsku – gdy kawa stała się artykułem na tyle powszechnym i pożądanym, iż objęto ją monopolem, nakładając dość wysoką akcyzę i dystrybuując w puszkach z banderolą. Było to podyktowane pustkami w kasie państwa po Wojnie Siedmioletniej (Prus z Austrią; 1756-1763), a oferowany produkt był już palony i zmielony. Władze surowo zwalczały i karały wszelką kawową kontrabandę, a na Śląsku nie było miasta, w którym nie widziano by tzw. wąchaczy kawowych (Kaffeeriecher), a więc urzędników szukających „na nosa” kawy palonej nielegalnie w domach i lokalach gastronomicznych.

Pierwszy szynk kawy na Śląsku – bo taki status posiadały pierwsze kawiarnie w tej części Europy – został otwarty we Wrocławiu w 1693 roku przez Georga Hellmanna (a więc dwa lata po wiktorii wiedeńskiej Jana III Sobieskiego). W Głogowie, a więc najbliższym Polkowic dużym mieście, szynki takie działy już w ostatnich dekadach XVIII wieku, a szczególnie popularne były ogrody kawowe, działające pod murami miejskimi. Wprawdzie i Polkowice były otoczone murami, jednak ten typ lokalu gastronomicznego nie rozwinął się tu w tym czasie, co było związane z wielkością i liczebnością miasta.

Popularność kawy wzrosła w pierwszych dekadach XIX wieku, gdy na Śląsku zaczęli osiedlać się licznie – jak w całej Europie – szwajcarscy cukiernicy nazywani Konditorami. Obok tortów czarny trunek stał się znakiem rozpoznawczym szyldów ich lokali, a Helweci zajmowali się także powszechnie szkolnictwem w słodkiej branży. Prawdopodobnie założyciel pierwszej cukierni w Polkowicach Adolf Mittmann, który uruchomił swój zakład w 1837 roku, był jednym z ich uczniów. Zapewne od tego też czasu kawa ugruntowała swoją pozycję w mieście, przy czym z pewnością szynkowano ją już wcześniej w tutejszych zajazdach.

Cukiernia Mittmanna funkcjonowała w pierwszych dekadach swego istnienia na podobieństwo kawiarni, podobnie jak niemal wszystkie lokale tego typu na Śląsku. Pierwsza połowa XIX wieku przyniosła bowiem upadek kawiarni w nadodrzańskiej krainie, a one same „ewoluowały” zwykle w kierunku klasycznych restauracji. Z tego też względu to właśnie w cukierniach tętniło życie kawiarniane, to w nich wielbiciele czarnego trunku zamawiali do niego ciasta, torty czy inne wypieki. W tym czasie klasyczna „kawa po śląsku” składała się z dzbanka czarnego naparu i podawanej do niego osobno gorącej słodkiej śmietany. W drugiej połowie stulecia status nieodłącznego dodatku do kawy uzyskała drożdżówka z kruszonką, będąca wizytówką kuchni śląskiej.

W cukierni Mittmanna koncentrowało się za dnia życie towarzyskie polkowickiego mieszczaństwa. Na kawę przychodziło się z rana lub po południu, zwykle nie w pojedynkę. Z czasem na wzór dużych miast również w cukierniach małych miast i miasteczek pojawiły się prenumerowane przez właścicieli tytuły czasopism społeczno-kulturalnych, co jeszcze bardziej podkreślało ich mieszczański charakter. Niewielki lokal nie pomieścił jednak stołu bilardowego, który w drugiej połowie XIX wieku był standardowym wyposażaniem cukierni w większych miastach.

Życie kawiarniane ożywiło się w Polkowicach dopiero po pierwszej wojnie światowej. A to za sprawą rodziny Vogt, która prowadziła od tego czasu lokal pod szyldem Cafe Flora (w miejscu dzisiejszego Centrum Kultury). Kawiarnia w realiach miasta liczącego półtora tysiąca mieszkańców miała zupełnie inny charakter jak choćby w Głogowie czy Legnicy i była tylko częścią większego założenia. Niemniej sama nazwa lokalu była wyrazem aspiracji jej właścicieli. Dość powiedzieć, iż ulokowana w dawnym zajeździe z ogrodem działała bardziej jako restauracja ze sceną, zapraszając gości na koncerty, potańcówki i bale. Ale był oczywiście ekspres do kawy, inaczej Cafe Flora nie nosiłaby swego miana.

Nadto Vogtowie prowadzili w lokalu kino pod nazwą Flora-Lichtspiele. Dostępne źródła nie pozwalają na określenie dokładnego czasu jego otwarcia. Wiadomo jedynie, iż przedstawienia filmowe miały już miejsce co najmniej od początku 1924 roku Pierwszym znanym tytułem jaki trafił na ekran w Polkowicach jest film „Die Ehe der Hedda Olsen” (1921) w reżyserii Richarda Eichberga, który został zaprezentowany 13 stycznia tego roku. W rolach głównych wystąpili żona reżysera Lee Parry (Mathilde Benz) i Oskar Sima, dla którego był to debiut przed kamerą. Fabuła filmu nie jest znana, wiadomo jedynie, iż był reklamowany jak dramat. W początkowym okresie seanse filmowe były organizowane 1-2 razy w miesiącu.

Tym samym założenie Vogtów funkcjonowało jako kompleks kilku działalności jednocześnie – a więc kawiarni, restauracji, kina, sali koncertowej, parkietu tanecznego, a w późniejszym czasie także jako sceny teatralnej i trybuny wieców politycznych. Jednak w połowie lat 20-tych ubiegłego wieku Cafe Flora nosiła jeszcze silne piętno małomiasteczkowego lokalu gastronomicznego, w którym praktykowane były tradycje kulturowe wokół stołu jak i życie towarzyskie obecne wcześniej w całej polkowickiej gastronomii, by wymienić tylko tak ważne miejsca jak hotel Pod Trzema Murzynami, czy zajazd Pod Rosyjskim Następcą Tronu. A mamy tu na myśli takie wydarzenia jak zabawy i bale karnawałowe oraz wypadające w tym czasie święto piwa, a także tzw. wianuszki majowe (czyli wiosenne rodzinne spotkania towarzyskie), świniobicie, dożynki i święto odpustowe (Kirmes).

Cafe Flora była też miejscem spotkań polkowickich związków i towarzystw, których działało w tym czasie kilkanaście: m.in. miejscowe bractwo kurkowe (gildia strzelecka), związek kombatancki (Kriegerverein Polkwitz), związki religijne (Evangelischer Bund, Katholischer Bund), związek pszczelarzy (Bienenzüchter Verein Polkwitz), towarzystwo górskie (Riesengebiergsverein Polkwitz), związek rzemieślniczy (Gewerbeverband Polkwitz) czy towarzystwo wędrowców (Wandervogel-Gruppe Polkwitz). Każda z tych organizacji spotykała się zgodnie z kalendarzem statutowym (raz w tygodniu lub raz w miesiącu) w wybranym lokalu gastronomicznym, a Cafe Flora gościła w swoich progach w latach 20-tych ubiegłego wieku większość z polkowickich organizacji. Bywało, że gościli w Cafe Flora członkowie związku Polkowiczan mieszkających na stałe i pracujących w Berlinie (Vereinigung Ehemaliger Polkwitzer in Berlin), którzy przynajmniej raz w roku odwiedzali swoje macierzyste miasto.

Cafe Flora była też miejscem imprez o patriotycznym wymiarze. Warto przytoczyć w tym miejscu choćby wypadające 2 października urodziny generała Paula von Hindenburga, od 1925 roku Prezydenta Republiki Weimarskiej, a później Trzeciej Rzeszy. Z tej okazji gospodarze lokalu przygotowywali uroczysty obiad dla miejscowych elit, duchowieństwa i przedstawicieli władz miasta. Na drugim biegunie były organizowane w ogrodzie zawody sportowe, jak otwarte turnieje strzeleckie, różne gry i zabawy towarzyskie czy nawet turnieje piłki nożnej. Czasem Vogtowie organizowali tradycyjne zabawy ludowe jak strzelanie do kaczki (Entenschießen).

Druga połowa lat 20-tych przyniosła zmianę wizerunku Cafe Flora. Powoli odchodziły w przeszłość imprezy tradycyjne jak świniobicia, wianuszki majowe, dożynki czy odpust. Nawet kawa zaczęła odgrywać jakby coraz mniejszą rolę, a Vogtowie postawili na rozwój oferty rozrywkowej. Coraz częściej koncerty dawały miejscowe kapele muzyczne, a gościnnie także z Chocianowa i Głogowa. W miesiącach letnich występy dawała grupa głogowskich aktorów zrzeszona w tzw. teatrze letnim – w 1928 roku w programie znalazły się przedstawienia sztuk „Der weisse Othello”, „Er hat die Tollwut” i „Fritze in Röten”. Przede wszystkim zaś od 1927 roku seanse filmowe szły już raz w tygodniu. Na każdą niedzielę przygotowywany był program obejmujący seans główny (zwykle pełnometrażowy film fabularny) idący po godzinie 8 wieczorem oraz prezentacje filmów dokumentalnych, krajoznawczych czy też oświatowych, wyświetlane wcześniej w ramach tzw. programu dodatkowego (Beiprogramm), z reguły w cenie biletu na seans główny, a czasem w wolnym dostępie.

W pierwszym kwartale 1928 roku, a więc u schyłku ery filmów niemych, z ciekawszych tytułów trafiły na ekran w Flora-Lichtspiele (tytuły niemieckie): Heldenmädchen von Trenton (1924, prod. USA, reż. E. Masson Hopper, 153 min.), Die Wiskottens (1926, prod. niem., reż. A. Bergen, 111 min.), Der Meineidbauer (1926, prod. niem., reż. J. Fleck, L. Fleck, 93 min.), Die Spork’schen Jäger (1927, prod. niem., reż. Holger-Madsen, 98 min.), Die heilige Lüge (1927, prod. niem., reż. Holger-Madsen, 88 min.), Der Katzensteg (1927, prod. niem., reż. G. Lamprecht, 118 min.), Du sollst nicht stehlen (1928, prod. niem., reż. V. Janson, 112 min.), Der alte Fritz (1928, prod. niem., reż G. Lamprecht, cz.1, cz. 2, 320 min.), Liebelei (1927, prod. niem., reż. J. Fleck, L. Fleck, 102 min.), Steh’ ich in finst’rer Mitternacht (1927, prod. niem., reż M. Mack, 112 mni.), Casanova (1927, prod. franc., reż. A. Volkoff, 132 min.), Panik (1928, prod. niem., reż. H. Piel, 109 min.), Das Fürstenkind (1927, prod. niem., reż. J. Fleck, L. Fleck, 128 min.).

Ten krótki przegląd wybranych tytułów daje ogólne pojęcie o działalności kina w Cafe Flora w tym czasie i zaangażowaniu ich właścicieli. Na ekran trafiały z reguły nowe produkcje, a Polkowiczanom nie były obce nazwiska znanych twórców i aktorów. 18 czerwca 1932 roku w Flora-Lichtpiele miała miejsce premiera Myszki Miki Walta Disneya. Wraz z udźwiękowieniem filmu kino Vogtów weszło w sieć kin największej niemieckiej wytwórni filmowej Ufa-Film z siedzibą w Babelsbergu pod Berlinem, która zapewniała dobór repertuaru. W tym czasie seans filmowy był dzielony na części zgodnie z liczbą szpuli trafiających na kinematograf. W dobie kryzysu gospodarczego (po 1929) bezrobotni mogli liczyć w Flora-Lichtspiele na bilety ulgowe, które zostały utrzymane również w czasach Trzeciej Rzeszy.

Wraz z pogłębianiem się skutków kryzysu gospodarczego i nasileniem walk politycznych do Cafe Flora zawitała polityka. W 1932 r. lokal stał się miejscem agitacji partii prawicowych – Deutschnationale Volkspartei i NSDAP – podczas dwóch kampanii wyborczych do Reichstagu (w lipcu i listopadzie). Członkowie tych partii wiecowali za programami swoich partii organizując w lokalu imprezy o na wskroś narodowych treściach. Przedstawiciele partii komunistycznej i socjaldemokratycznej nie zostali wpuszczeni w progi Cafe Flora, co wiele mówi o sympatiach politycznych rodziny Vogtów. W jesiennych wyborach zwycięska partia Hitlera zdobyła w Polkowicach 370 głosów (na 739 oddanych), a więc 50,06 %, przy czym aż o 120 głosów mniej niż w wyborach lipcowych. Druga Deutschnationale Volkspartei zdobyła 248 głosów, Zentrum Partei 101, komuniści 92, a socjaldemokraci 57.

W czasach Trzeciej Rzeszy Cafe Flora utrzymała wcześniej wypracowany profil działalności. Soboty i niedziele wypełniały seanse filmowe, po których organizowano często potańcówki. Częstym wydarzeniem były koncerty miejscowej orkiestry SA, zawody sportowe w ogrodzie, zajęcia taneczne i teatralne oraz wykłady popularyzatorskie dla młodzieży w duchu wartości narodowosocjalistycznych. Lokal pełnił rolę nieformalnego klubu członków NSDAP, w którym spotykali się w czasie wolnym od pracy i działalności politycznej. W progi kawiarni powróciły festyny ludowe, które zgodnie z linią propagandową partii rządzącej podkreślały doniosły status ludności wiejskiej w narodzie. Podobnie jak dawniej w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia Vogtowie organizowali koncerty muzyczne oraz bale. W tym miejscu warto przypomnieć, iż tradycja takich imprez na św. Szczepana sięgała nie tylko w Polkowicach początków XIX w. Również Sylwester upływał w Cafe Flora pod znakiem hucznej i tanecznej zabawy.

Ostatnim znanym ze źródeł filmem, jaki trafił na ekran Flora-Lichtspiele był dokument propagandowy Sieg im Westen (Zwycięstwo na Zachodzie), który został zaprezentowany 26 maja 1941 roku. Wszystkim zainteresowanym historią Polkowic polecam „Polkwitzer Stadtblatt” (późniejszy „Heerwegener Stadtblatt”) – i zachęcam do lektury/poszukiwań – dostępny w Bibliotece Cyfrowej Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu:

https://www.bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/results?q=Polkwitzer+stadtblatt&action=SimpleSearchAction&type=-6&p=0

Strony w dziale:

Strony w dziale:

Strony w dziale: